TO JEST STARA STRONA! Kliknij >>> NOWA STRONA www
Toggle Bar

Doświadczenia Karoliny (21 lat)

Data: .

Wolontariuszka Karolina

Moja przygoda z hospicjum zaczęła się w październiku 2012 roku. Dlaczego przygoda? Każdorazowa wizyta na oddziale paliatywnym hospicjum Światło w Toruniu daje całą gamę doświadczeń, których nie da się przeżyć w innym miejscu. Hospicjum to miejsce, w którym moim zdaniem nie ma czasu na litość. Chorzy potrzebują obecności drugiego człowieka, z którym mogą porozmawiać ale często też pomilczeć. Wolontariusz powinien więc uzbroić się przede wszystkim w ciepły uśmiech, cierpliwość i wyrozumiałość.

Moje pierwsze godziny na oddziale były jednym wielkim zagubieniem, co chyba nikogo nie zdziwi. Pomógł mi wtedy personel, na początku ukierunkowując moje działania. Tego pierwszego dnia poznałam pierwszą chorą, rozmawiałyśmy, przygotowałam herbatę. Był piątek. W środę pozytywnie nastawiona weszłam na oddział i dowiedziałam się, że Pani zmarła. Szok! Później uświadomiłam sobie, że tu nie ma czasu na wielkie plany, tu trzeba myśleć teraźniejszością. Reszta przyszła sama, naturalnie. Moje codzienne zajęcia pozwalały bym była w hospicjum dwa razy w tygodniu. Lubiłam ten czas, kiedy mogłam porozmawiać z najróżniejszymi ludźmi. Wiadomo były chwile przyjemne i te kiedy trzeba było zachować powagę. Starałam się mocno nie angażować emocjonalnie, ale kiedy spędza się z ludźmi tyle czasu, jest to prawie nie możliwe. Jednak trzeba stawiać pewne granice. W hospicjum ujęła mnie naturalność, bo tu nie miejsce na udawanie, sztuczne zachowania. To w tym miejscu człowiek dostrzega radość z najmniejszych rzeczy.

Czynności, które najczęściej wykonuję są bardzo proste, ale przecież potrzebne. Najczęściej spędzam czas z chorymi rozmawiając lub spacerując. Pomagam przy podawaniu posiłków, przygotowuję ciepłe napoje wedle życzenia danego chorego. Podjęłam również współpracę z księdzem kapelanem. Uczestniczę z chorymi w mszach świętych. Pomagałam w okolicznościowych wystrojach kaplicy. Przez kilka miesięcy byłam również w środowisku domowym, u pani z stwardnieniem rozsianym. Chodziłam tam raz w tygodniu na kilka godzin. Choroba była już w takim stopniu zaawansowana, że pani nie mogła mówić. Porozumiewała się z przy pomocy mrugnięć. Zostawałam z nią pod nieobecność męża i czytałam książki na głos.

Często żartuję, że jestem animatorem czasu wolnego pacjentów. Zdarzają się czasem spontaniczne sytuacje. Kilka miesięcy temu, w okresie karnawału, siedząc przy kawie zaczęliśmy odbijać między sobą balon. Banalne? Może i tak, ale ile było przy tym śmiechu.

Dużo nauczyłam się przez prawie dwa lata współpracy. I cały czas się uczę. Pod koniec 2013 roku odbył się cykl warsztatów. Nie wychodzę, z założenia, że to wyłącznie ja daję coś od siebie. Czasami dochodzę do wniosku, że chyba jednak więcej zyskuję.

Jako wolontariuszka nauczyłam się tolerować najróżniejsze ludzkie charaktery, respektować czyjeś przyzwyczajenia, stałam się bardziej cierpliwa. Rozmowy na trudne tematy nadal sprawiają mi trudności, myślę, że nie każdy ma ku temu predyspozycje.

Hospicjum to też miejsce do zawierania przyjaźni. Czy to z pacjentami czy też z innymi wolontariuszami. Bywa ciężko, bywa smutno, ale przecież, w życiu nie chodzi o to, żeby otaczać się samymi cudownościami.

Czy warto? WARTO.