TO JEST STARA STRONA! Kliknij >>> NOWA STRONA www
Toggle Bar

Doświadczenia Jakuba (27 lat)

Data: .

Wolontariusz Jakub

„Nie nadajesz się. Z twoim wyrazem twarzy nie powinieneś tam się pojawiać” – usłyszałem od siostry-pedagożki kilka dni przed moim pierwszym dyżurem. „Pamiętaj, żeby się uśmiechać” – dodała. Do hospicjum szedłem nie wiedząc zupełnie, czego się spodziewać. Patrząc wstecz na moje doświadczenia, żadne opisy, wspomnienia, czy raporty nie są w stanie oddać tego, co tam przeżyłem.

Dyskomfort – to chyba pierwsze uczucie, jakiego doznałem, gdy pojawiłem się na oddziale. W opiece nad starszą osobą zaprawiła mnie schorowana babcia. Tak mi się przynajmniej wydawało. Obecność na oddziale pełnym osób była jednak o wiele cięższa. Nie wiedziałem, co robić, do kogo się zwrócić, jak się zachowywać. Na szczęście personel ośrodka był nieoceniony. Każda moja prośba o pomoc, wytłumaczenie, czy nadzorowanie nie pozostała bez odzewu. Z każdym tygodniem było tylko lepiej. Poczułem się swobodniej, wiedziałem, na co mogę sobie pozwolić, a co najważniejsze – jak pomóc.

Moje dyżury rozpoczynały się o 8.30 rano, czyli w porze śniadania. Do moich obowiązków należało podawanie śniadania osobom, które nie mają problemów z jedzenie oraz pomoc w jedzeniu osobom, które nie są w stanie zrobić tego samodzielnie. Po pewnym czasie wyzbyłem się wstydu i cały proces wydawał się kompletnie naturalny.

Po śniadaniu przychodził czas na rozmowy. Jeśli była pogoda, a pacjenci wyrażali ochotę, wychodziliśmy na spacery wokół ośrodka. Rozmowy z podopiecznymi hospicjum przynosiły mi niezwykłą radość. Poznałem historię życia kilkunastu pacjentów, którzy byli skorzy do opowiada o tym, co im się przydarzyło. Nieczęsto ma się okazję do tego, by wysłuchać tego, co działo się kilkadziesiąt lat temu z tylu różnych źródeł. Przypomina mi się teraz pani Stanisława, która przy okazji święta pracy chętnie śpiewała piosenki pierwszomajowe.

Często też mogłem podzielić się swoimi rozterkami, zasięgnąć małej porady od osób starszych i bardziej doświadczonych ode mnie. Wspomnienia wszystkich rozmów, tych poważnych i tych bardziej przyziemnych (o przepysznych pomidorach na działce pani Ireny, czy o tuszy pani Danki) zostaną ze mną na zawsze.

Najważniejsze jednak w całym tym doświadczeniu to radość z niesienia pomocy i dodawania otuchy. Pacjenci przyzwyczajają się do wolontariuszy, a wolontariusze do pacjentów. Nić porozumienia pozwala szybko zauważyć, czego potrzebuje osoba przebywająca na oddziale. Relacje z pacjentami stają się personalne.

Pierwszą wizytę w hospicjum zaliczyłem kilka lat wcześniej. Razem z przyjaciółmi z uniwersytetu zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy na rzecz ośrodka. Gdy po raz pierwszy przekroczyłem drzwi placówki, ugięły się pode mną nogi. Potrzebowałem kilku lat, by przekonać się, że hospicjum to miejsce pełne radości, spokoju, miłości i ciepła.