Doświadczenia Beaty (49 lat)

Hospicjum to szczególne miejsce, to tu życie przeplata się z bólem i cierpieniem. Doświadczenia te dotykają one nie tylko osób chorych, ale i ich bliskich – osób, które często są bardzo zagubione w tej trudnej życiowej sytuacji. Cierpienie jest nieodzownym towarzyszem naszego życia, dlatego łatwiej jest nam przez nie przejść, gdy je zaakceptujemy i nadamy mu jakiś sens. W hospicjum potrzeba więc dużo ciepła, serdeczności, pokory, a także duchowej obecności. Nie ma tu miejsca na zbędne słowa, częstokroć wystarczy cicha obecność, empatyczne współodczuwanie i zrozumienie dla wewnętrznych, często bardzo złożonych, dylematów osób chorych. Każdy człowiek to indywidualny przypadek, osobna życiowa historia, dlatego też tak istotną rolę w hospicyjnym zespole, oprócz personelu, który ma dużo obowiązków związanych z zapewnieniem potrzebującym profesjonalnej opieki, odgrywają wolontariusze.
Wolontariusz to taki „ziemski anioł stróż”, który sprawia że trudna rzeczywistość zmienia się w łatwiejszą i bardziej radosną. Dzień w hospicjum jest o wiele dłuższy, niż ten wypełniony codziennymi obowiązkami, dlatego też osoby chore mają dużo czasu na – nie zawsze pozytywne – przemyślenia. Wolontariusz jest po to by w miarę możliwości przerwać nie służące zdrowiu rozmyślania i sprawić by każdy dzień był trochę inny, by wnosić urozmaicenie w tą łóżkową rzeczywistość. Tajemnica kryje się w rzeczach prostych, które w świat cierpienia i ludzkiej niedoli wprowadzają powiew ze świata zewnętrznego, a co za tym idzie przypominają ten świat z przed choroby. Te proste czynności to np. kubek ciepłej herbaty, zamówiona pizza, codzienna prasa, pomalowanie paznokci, czytanie książek, słuchanie wspomnień. Pomimo trudnej sytuacji każdy chciałby integrować się z zewnętrznym światem, ze światem, który daje nadzieje. Dlatego tak ważne jest wspieranie chorych w walce z chorobą. Wyraża się to na przykład we wspólnych spacerach czy uczestnictwie we Mszy Świętej. Bardzo ważną rzeczą jest bliski kontakt, serdeczność, szczery uśmiech, ciepły dotyk ręki, masaż stóp, powiedziany komplement np: „ma pani bardzo ładne oczy” – to cieszy pod warunkiem, że tak naprawdę myślimy. Słowa potrafią ranić, ale także dodawać nadziej i chęci do dalszego życia, podobnie jak „promyk wiosennego słońca”. Relacja zawsze powinna być szczera i autentyczna, dlatego powinniśmy przykładać dużą wagę do tego co i jak mówimy.
Przypomina mi się historia Pani, która w trakcie jednego z naszych spotkań powiedziała mi, że bolą ją kości. W odpowiedzi na to stwierdziłam, że „i mnie łamie dzisiaj w kościach więc to zapewne wina pogody”.Owa kobieta skwitowała moje słowa stwierdzeniem: „ale ja mam raka”. Nie ukrywam, że był to moment konsternacji, który wzbudził we mnie refleksje. Słowa mają wielką moc czego często, choć powinniśmy, nie jesteśmy świadomi
Dobry wolontariusz to opiekun, którego charakteryzują słowa z artykułu „Moja i Twoja nadzieja” (Wspólne tematy nr 1/2001, str. 28): „Pomaganie jest w znacznym zakresie dawaniem nadziei i zastępowaniem zwątpienia pozytywnymi emocjami. Przeżywając kryzysy życiowe człowiek doświadcza własnych granic, popada w zwątpienie. Po drugiej stronie jednak zawsze jest nadzieja (…). Pomagać, znaczy nie dopuszczać do tego, aby podopieczny trwał w zwątpieniu i beznadziejności. Im poważniejszy jest kryzys tym bardziej niezbędna jest obecność drugiego człowieka, by przeżywająca kryzys osoba miała szansę odzyskania niezbędnej nadziei, która jest siłą twórczą, umożliwiającą przyszłość i przyczyniającą się do znalezienia sensu życia”.